Październik.
Jesień ledwo nadeszła, jeszcze nie ta typowo polska – złota – a już ponura. Tu i ówdzie złotymi liśćmi poprzeplatana, lecz przede wszystkim ciemnozielona, przygaszona, bez tej ekspresji życia, jaka emanuje wiosną czy latem z jasnej zieleni roślin. Teraz kolor flory nawiązywał swą zwyczajnością do pogody, która tak jak i liście – przygasa i ciemnieje wraz z każdym dniem, staje się smutna, szykuje się do opadu…
Bo zarówno liście, jak i deszcze coraz chętniej tu opadają.
Jezioro Porajskie i (nie)krótka historia
W takiej oto otoczce przyszło mi otoczyć serią kroków Jezioro Porajskie. Jezioro, które pomimo swej przemysłowej genezy oraz październikowej ponurości pogody, nie wypada mi opisać choć bez odrobiny literackiego zacięcia. Wszak jezioro to nosi imię całkiem niemałej wsi u jego brzegów – Poraj. A wspomnieć należy, że Poraj to i nazwa starego polskiego szlacheckiego herbu, którego to używał niegdyś sam Adam Mickiewicz. Choć on sam raczej z terenem tym zbyt wiele do czynienia nie miał, bo gdzież Śląsk, a gdzież Litwa “ojczyzna jego”. Jednak nie znaczy to, że wieś Poraj zupełnie nie zapisała się na kartach historii Polski. Skromnie być może, ale jednak… najpierw pojawiając się na tych terenach w XV wieku. I tak oto jeszcze w XVIII wieku stanowiła ona niewielką osadę leśną, by nieco zyskać na znaczeniu w 1848 roku, po wybudowaniu linii kolejowej z Warszawy do Wiednia. Poraj, dzięki tej wiekopomnej inwestycji, stał się wówczas osiedlem kolejarskim. A było to jeszcze na ponad wiek cały przed powstaniem sztucznego zbiornika wodnego… który przyciąga dziś miłośników natury, obserwatorów ptactwa, wędkarzy, windsurferów. Ale i grzybiarzy, miłośników leśnych spacerów, nie tylko latem, ale i o innych porach roku. Bo nie tylko latem musi tu być ciekawie. Choć właściwie o lecie mogę tylko gdybać w tym przypadku, przy tych rozważaniach. Bowiem, jak już się wcześniej rzekło, mi przyszło wokół Jeziora Porajskiego wędrować jesienią.
Poraj – zalew na każdą porę roku
I jak tak sobie wyobrażam tę okolicę latem – jaka ona wówczas musi być – to muszę przyznać, że jesienią jest tu jednak przyjemnie. Może nawet przyjemniej niż w ciepłe wakacyjne dni? Bez nadmiaru tłumów towarzyszących szczytowi sezonu. I bez niesionego wraz z hordami turystów hałasu oraz towarzyszących im ton śmieci. I choć jesienią przyroda powoli szykuje się do zimowego snu to jednak nie znika stąd zupełnie. Wciąż stoją drzewa, pomiędzy którymi hula wiatr. Wciąż rosną trzciny i trawy, owym wiatrem smagane. Wciąż jest tu ptactwo, które poluje na kęsy strawy…
A zimą? Oprószona śniegiem okolica musi prezentować się nadzwyczaj przyjemnie dla oka. A wiosną? Budząca się do życia przyroda – to dopiero musi być zjawisko!
Przeczytaj też:
W tej samej okolicy zobacz również Rezerwat Sokole Góry.
A jeśli szukasz tutaj noclegu to może zainteresować Cię Siedlisko Lisia Nora.