blog z pasją pisany: podróże, marketing, historia

Promocja turystyki w czasie pandemii (Radio Nowy Świat, czerwiec 2021)

7 czerwca 2021 roku miałem przyjemność rozmawiać z red. Michałem Poryckim na antenie Radia Nowy Świat w ramach audycji „Nowy Świat popołudniu”. Rozmowa dotyczyła m.in. wideoportalu, który na pewien czas połączył Wilno i Lublin, co stało się ciekawostką omawianą w różnych mediach na całym świecie. Audycja dotyczyła również problemów turystyki w czasie pandemii, spadku wartości tej branży, zmniejszenia liczby zatrudnionych w turystyce i ogólnie – problemów z promowaniem turystyki na świecie, szczególnie w okresie lockdownu, pozamykanych granic, wstrzymanych lotów, zamkniętych hoteli. Pojawił się też temat szeroko rozumianego urbexu i promowania przez organizacje turystyczne miejsc opuszczonych.

Nie był to mój pierwszy występ radiowy, jednak pierwszy od kilku lat i pierwszy, w którym byłem obok prowadzącego jedynym rozmówcą, a nie jednym z wielu. Stąd też stres był, szczególnie na początku, niemały, ale mam nadzieję, że nie wypadłem w audycji aż tak źle.

Turystyka w czasie pandemii - wpis na Facebooku zapowiadający audycję Radio Nowy Świat z Tomaszem Merwińskim jako gościem

Zapis audio audycji Nowy Świat popołudniu

Dźwiękowy zapis rozmowy można odsłuchać za pośrednictwem portalu YouTube. Dostępne są również do uruchomienia napisy, dla osób, które wolą zapis rozmowy przeczytać, niż odsłuchać (można uruchomić w opcjach YouTube).

Regularnych audycji „Nowy świat popołudniu” z Michałem Poryckim, jako prowadzącym, można słuchać internetowo poprzez oficjalną stronę rozgłośni Radio Nowy Świat. Jest ona również dostępna przez rozmaite aplikacje mobilne czy serwisy streamujące internetowe stacje radiowe.

Transkrypcja rozmowy z audycji „Nowy Świat popołudniu”

Michał Porycki: No to teraz w promocji wideo w turystyce, nie tylko w wersji “live”.

Lektor: Przepytanie.

M.P.: Na tych, którzy go widzieli, portal robi spore wrażenie. Przypomnijmy, połączył Lublin z Wilnem. Tymczasem Światowa Rada Podróży i Turystyki szacuje, że tylko w ubiegłym roku liczba pracowników zatrudnionych w turystyce spadła o 62 mln osób. A straty w branży to 4,5 mld dolarów, nic dziwnego, że najwięksi gracze próbują odzyskać swoją pozycję i robią to na różne sposoby, m.in. promując poprzez filmy wideo miejsca, które warto odwiedzić. Razem z nami – Tomasz Merwiński, wideobloger, podróżujący z kamerą od czasu do czasu, już od jakiegoś czasu i prezentujący swoje odkrycia w internecie. Witamy, panie Tomaszu.

Tomasz Merwiński: Dzień dobry, czy też może raczej, dobry wieczór Państwu.

M.P.: Dobry wieczór. Panie Tomaszu, czy ten pomysł, pańskim zdaniem, pomysł z połączeniem dwóch miejscowości, takim portalem, dzięki któremu można oglądać mieszkańców jednego miasta, mieszkańcy jednego miasta mogą oglądać drugich, robiąc różne rzeczy – jak pan być może słyszał: tańcząc, machając, przedstawiając sobie różne napisy – to jest dobry pomysł na promocję, jednego i drugiego miasta, czy po prostu taki gadżet, który można umieścić gdzieś w mieście?

T.M.: Przyznam, że mam trochę problem z tym portalem. Osobiście mi pomysł się podoba, jest kreatywny, ciekawy, jest to troszkę coś innego niż to, co dotychczas mieliśmy w przestrzeni publicznej. Ale zarazem zastanawiam się, czy to nie jest bardziej jakaś forma sztuki takiej użytkowej, jakiś taki performance. Bo nie wydaje mi się, żeby sam portal w jakiś sposób mocno przyciągnął turystów, czy to do Wilna, czy to do Lublina. Chociaż zarówno Wilno, jak i Lublin są miastami naprawdę pięknymi, szczególnie jeśli chodzi o starówki.

M.P.: Tak, to nie ulega wątpliwości, tak, zdecydowanie. A jak pańskim zdaniem powinny wyglądać te najciekawsze sposoby przypominania turystom o atrakcjach, które warto odwiedzić w jakimś mieście, czy w jakimś kraju. Tu idę w stronę oczywiście tych sztuk wizualnych, skoro już weszliśmy na poziom sztuki.

T.M.: To jest trudne pytanie, bo nie wiem, czy jest coś takiego, jak najbardziej atrakcyjna forma przedstawienia czegoś. Myślę, że przede wszystkim liczy się pomysł na przedstawienie danego miejsca. I to w sumie nie ma znaczenia, czy to będzie pomysł przedstawiony w formie wideo, czy w formie jakiejś sztuki, ważne żeby to był po prostu pomysł, który przyciągnie ludzi i zadziała na ich emocje. W sumie marketing głównie na tym polega, żeby działać na emocje, dotrzeć do tego, co ludzie potrzebują aktualnie i żeby na te potrzeby odpowiedzieć. Dlatego też właśnie mam problem z tym portalem, bo sam pomysł jest ciekawy…

M.P.: Budzi emocje na pewno.

T.M.: Budzi emocje – tak! I tu być może jest też przez to bardziej taki element do sprawdzenia przez socjologów, czy psychologów, jak ci ludzie się zachowują, ale nie wiem, czy turystyka jakoś mocno na tym zyska. Chociaż sam fakt, że gdzieś tam o tym portalu się mówi troszkę w mediach (też widziałem, że mówi się nie tylko w polskich i litewskich mediach, też widziałem w brazylijskiej telewizji chyba była o tym mowa).

M.P.: Tak, tak. W wielu miejscach mówili.

T.M.: Więc jest to szansa na to, że jednak mimo wszystko ludzie dowiedzą się: czy to o Wilnie, czy to o Lublinie. No bo nie ukrywajmy, my znamy te miasta, ale ludzie jednak gdzieś tam z dalszego świata raczej o Lublinie, czy tam o Wilnie nie słyszeli.

M.P.: Zapytałem o sztukę wizualną, bo myślę także o memach, myślę o kamerach on-line, które w sieci można znaleźć, nie są portalami, ale można podglądać różne miejsca… Co się najlepiej sprawdza? Na przykład: czym pan się kieruje, żeby pojechać do jakiegoś miejsca?

T.M.: Oczywiście, jeśli chodzi o filmy czy zdjęcia, które gdzieś tam oglądam w internecie to ja osobiście traktuję je bardziej jako inspirację lub sprawdzenie, czy dane miejsce jest tym, czego ja oczekuję. Bo to może być tak, że moje wyobrażenie jest “jakieś tam konkretne”, a kiedy obejrzę film z danego miejsca, najlepiej nakręcony przez osobę, która tam jest, przez jakiegoś właśnie blogera, wideoblogera, który tam jest, na bieżąco to wszystko pokazuje, jak to jest naprawdę, a nie jak jest w folderze turystycznym czy przygotowanej reklamie przez jakąś agencję turystyczną. Jest mi łatwiej ocenić, czy rzeczywiście to miejsce jest takie fajne, czy tam jest bezpiecznie, czy ja sobie tam poradzę, czy dogadam się z miejscowymi, bo wiadomo, biuro może powiedzieć, że wszystko fajnie, pięknie, że wszyscy na miejscu po angielsku rozmawiają, a później się przyjeżdża na miejsce i z nikim się nawet o wodę, że tak powiem, nie można dogadać.

M.P.: Że wszyscy rozmawiają po angielsku, ale w bardzo specyficznej wersji tego języka mówią i my nie bardzo rozumiemy. To też znam ze swoich podróży.

T.M.: Tak, to też prawda.

M.P.: A gdy rozmawiamy o tych oficjalnych filmach, o których pan już wspomniał, no to podczas tegorocznych Międzynarodowych Targach Turystycznych FITUR w Madrycie, film zatytułowany “Kraków Experience” zdobył tytuł najlepszego filmu promocyjnego w kategorii miasta. Nie wiem, czy pan akurat widział ten film, jest naprawdę niesamowity od strony wizualnej. Bardzo państwu polecam, już samą produkcję oczywiście, no nie tylko Kraków, co oczywiste. Ale mam wrażenie, że wszystkie tego typu produkcje promujące jakieś miejsca są bardzo do siebie podobne. To znaczy mamy tak: no piękne miejsce, słońce zazwyczaj, uśmiechniętych ludzi… Czy ma pan podobne wrażenie? Czy ma pan z kolei swoje obserwacje, dzięki którym dotarł pan do nietypowo zrealizowanych tego typu produkcji?

T.M.: To znaczy, tak: tutaj się zgodzę, że większość tego typu filmów jest właśnie realizowanych, można powiedzieć: na jedną nutę. No, nie ukrywajmy, ciężko jest bycie oryginalnym, wymyślenie czegoś nowego, aczkolwiek…

M.P.: A może właśnie dlatego, przepraszam, że wejdę w słowo, dzięki temu, że te filmy wyglądają tak samo, zrobienie czegoś innego już sprawi, że się odróżnimy.

T.M.: No to jest troszkę problematyczne, bo jednocześnie te filmy też odpowiadają mimo wszystko na te potrzeby tych klientów, oni szukają, tak jak pan mówił, że widać słońce, plażę… Ci ludzie szukają słońca, plaży to im się to słońce i plażę pokazuje, więc poniekąd to jest naturalne, że to wszystko jest gdzieś tam na jedną nutę, powtarzalne, itd. itd. Ale być może właśnie pokazanie czegoś inaczej byłoby w stanie zrobić no chociażby zwykły viral w internecie. Ludzie by się wymieniali linkami, pokazywaliby sobie i łatwiej by rozpowszechnili, czy wsławili dane miejsce, przyciągając większą liczbę turystów.

M.P.: Specjalnie o to zapytałem, bo wiem, że pan jest miłośnikiem odwiedzania miejsc już dawno opuszczonych, co widziałem w pańskiej przestrzeni internetowej. I o tym, jak promować różne miejsca, poprzez pokazywanie tego, co w folderach, być może się nie znajduje porozmawiamy za chwilę. Tu krótka przerwa, panie Tomaszu, bardzo proszę o cierpliwość, za chwilę wracamy. Przez moment, z państwem Johnny Cash, a już za chwilę Tomasz Merwiński, wideobloger będzie razem z nami w popołudniowym programie radia Nowy Świat. Za 17 minut 19.

[przerwa na muzykę]

M.P.: Czasem przydałby się odrdzewiacz – “Rusty Cage”. Popołudnie z radiem Nowy Świat, 224 280 280 tu państwo komentują. Jeszcze nie ustaliliśmy ceny za bilet, gdyby ten portal, o którym wspominaliśmy, portal łączący Wilno i Lublin, w wersji wideo oczywiście na razie, działał tak, że można byłoby przenieść się tam na miejsce. Ile byliby państwo w stanie zapłacić za to, żeby nie jechać albo nie lecieć, tylko tak po prostu “pyk!” i już, jesteśmy na miejscu. Ja wiem, pomysł z filmów science-fiction, ale czemu nie? Może podpowiemy komuś, kto ma taki patent gdzieś w kieszeni, tylko zastanawia się, ile mógłby na tym zarobić. Tomasz Merwiński, cały czas razem z nami, wideobloger odwiedzający przeróżne miejsca z kamerą wideo. Publikujący wyniki swoich obserwacji, także niesamowitych, o czym za chwilę opowiemy i niezwykłych w internecie. Panie Tomaszu, porozmawiajmy o wideoturystyce. Czy ma pan wrażenie, że w czasach właśnie Covidu i w czasach tego całego świata online, połączenia z siecią, niektórzy nie będą jeszcze w tym roku jechać na wakacje, tylko pooglądają filmy. Bardzo ładne turystyczne filmy.

T.M.: Myślę, że to jest smutny temat, choćby z tego względu, że wiele osób nie pojedzie na te wakacje i zobaczy je sobie w internecie…

M.P.: Tak, niektórzy nie mogą. Ale inni zdecydują po prostu: aaa… nie. W tym roku jeszcze nie, pooglądam filmy. Być może pana Tomasza.

T.M.: To mnie pan w tym momencie zasmucił, bo osobiście wolałbym, żeby ludzie traktowali takie filmy, jako inspirację właśnie…

M.P.: Rozumiem.

T.M.: …czy poszukiwanie miejsc do zwiedzania. Ale są tacy ludzie, którzy uważają, że po co gdzieś jechać, to jest naprawdę odsetek ludzi, ale wiem, że są tacy ludzie, którzy uważają, że po co gdzieś jechać, jak można wszystko w internecie zobaczyć. Po co robić zdjęcia, jak wszystko jest w internecie. Ale osobiście mam nadzieję, że większość osób tak nie będzie robiła.

M.P.: Zastanawiam się o…, rozmawiamy o tych filmach profesjonalnie przygotowanych oczywiście, to są potężne pieniądze. Promocja Polski, jako ciekawego kraju pod względem turystyki to jest zadanie Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz Polskiej Organizacji Turystycznej. W latach 2015 – 2017 na promocję wydawano mniej więcej 50 mln złotych rocznie. To są dane, które można znaleźć w dokumentach kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli, ale nie tylko tam. Natomiast wiem, że to jest bardzo mało. Inne kraje wydają o wiele większe pieniądze, a wciąż pokazują nam filmy, o których rozmawialiśmy, czyli uśmiechnięci ludzie, plaża i jedzenie. No bo wiadomo, po to często turyści właśnie jadą, tam gdzie jadą. Ale zastanawiam się, czy te filmy, które tworzą osoby niezwiązane z żadną organizacją, na miejscu mogą nam pokazać, rzeczy których ktoś by nie chciał nam pokazać w oficjalnym filmie. Czy zdarza się tak, że pan zagląda do tych miejsc, do których operator sfinansowany z rządowych źródeł nie pojedzie?

T.M.: Są takie miejsca, gdzie w ogóle jest zakaz wstępu. Mam na myśli tutaj chociażby Czarnobyl. Oczywiście tam są organizowane wycieczki, można do tej całej strefy wjechać, ale ogólnie nie można wchodzić do budynków, zagłębiać się gdzieś tam w to bardziej. Ale są oczywiście ludzie, którzy to robią, pomimo tych zakazów. Oczywiście to jest ryzykowne, może nie tyle ze względu na promieniowanie, co bardziej ze względu na to, że te budynki są w kiepskim stanie. W każdej chwili może coś na głowę spaść… i nagrywają.

M.P.: Tak!

T.M.: I myślę, że to jest kuszące i emocjonujące dla wielu ludzi, po prostu. Taki dreszczyk emocji, że co tam się znajduje.

M.P.: Tak, tak, ale to jest już niesamowita wtedy inspiracja, a pan dociera z kamerą także do miejsc, które nie są niebezpieczne, no z powodu historii, która się wydarzyła. Są po prostu opuszczone. To też jest moda na promowanie miejsc. Nie wiem, czy któreś z miast pokusiło się kiedyś o to, żeby promować starówkę, która jest piękna, wyremontowana, informacją, że tuż obok jest opuszczona fabryka, którą też można zwiedzać.

T.M.: Wątpię. Choćby z tego względu, że raczej, do tego typu miejsc jest po prostu właśnie zakaz wstępu. Ktoś jest tam zarządcą, ktoś nie chce, żeby się stała jakaś krzywda, więc z reguły te miejsca są, szczególnie na terenie miast w jakiś sposób pilnowane. Ostatnio akurat miałem okazję wejść na teren byłego Młyna Sułkowice we Wrocławiu. Tam jest normalnie ten młyn zamknięty, a ja miałem to szczęście, że akurat firma, dla której pracuję, robiła tam sesję zdjęciową, więc miałem okazję to sobie normalnie poeksplorować. Ale tego typu miejsca są właśnie pilnowane i wątpię, żeby miasta też poszły w tę stronę, bo w momencie, kiedy by zaproponowały szerszemu gronu ludzi wejście do takich miejsc, to po prostu by też ściągaliby na siebie ryzyko, trzeba te miejsca w jakiś sposób zabezpieczyć. Nie wiem czy one by też wtedy dla wielu osób nie straciły na atrakcyjności, bo by się stały kolejnym po prostu, zwykłym eksponatem muzealnym.

M.P.: Nie brakuje też głosów, które mówią, że jeśli promocja wideo to już nie poprzez wydawanie dużych pieniędzy na produkcje klipów, tylko zapraszanie profesjonalnych ekip filmowych, które tworzą filmy fabularne, seriale i po prostu umieszczenie akcji filmu w jakimś miejscu.

T.M.: To też jest jakiś sposób, żeby… W Meksyku tak się rozpowszechniła cała ta idea związana ze świętem 1 listopada, Santa Muerte. W filmie z Bondem, jak dobrze pamiętam, tam była taka scena pokazana, jak ludzie tańczą poprzebierani w te całe maski, pomalowani w kościotrupy. To wyglądało fantastycznie. Po tym zrodziła się taka właśnie chęć u ludzi pojechania i zobaczenia tego na własne oczy, a z tego co mi się udało dowiedzieć to to zostało wykreowane dopiero przez ten film. Wcześniej nie było tego typu występów w Meksyku. Owszem, to święto istniało wcześniej, ale nie miało tego typu wielkich zlotów ludzi. I one dopiero zaistniały właśnie po filmie, jako odpowiedź dla turystów, którzy tego oczekiwali i szukali.

M.P.: No tak, to miejsca, które miłośnicy serialu “Gra o tron” odwiedzają w Chorwacji. Też były dosyć popularne wcześniej, chociaż popularność związana z pojawieniem się w serialu na pewno zwiększyła liczbę turystów. Albo przynajmniej zachęciła tych, którzy może wcześniej się nie wybierali w te miejsca. No to czekamy na nowy sezon turystyczny, oby nie był to tylko sezon turystyczny poprzez ekran i kamerę. Tomasz Merwiński, wideobloger podróżujący z kamerą i pokazujący miejsca, które odwiedził od czasu do czasu w internecie. Bardzo dziękujemy za spotkanie, bardzo dziękujemy za rozmowę.

T.M.: Dziękuję bardzo.


Przeczytaj też:

Interesuje Cię tematyka promocji i marketingu w czasach pandemii? Zobacz przygotowane przeze mnie zestawienie reklam turystycznych w czasie pandemii.

« »