Najgorzej, gdy nieumiejętny reżyser/scenarzysta wysila się na nadzwyczaj głęboki film, który poruszy najtwardszego widza, ale nie ma na to ani pomysłu, ani talentu. Wówczas wychodzi dziwna górnolotna farsa, którą ciężko przełknąć. Bartosz Kruhlik w swoim debiucie nie sili się na to – robi film prosty, ale mocny. A może właśnie dzięki swej prostocie jest on mocny. Nie wysila się na fikołki fabularne, raczej kumuluje rzeczywistość w jednym miejscu, w jednym wydarzeniu i na tej podstawie tworzy cały film – splot zdarzeń, przypadków i osób. Tworzy film solidny, choć może nie tak jaskrawy, jak kosmiczne wydarzenie, które stało się inspiracją dla tytułu “Supernova”.

Tak, ta historia jest prosta. Ale w tym właśnie jest jej siła. Nie ma tu prób siłowego kreowania rzeczywistości, tu jest po prostu jej odzwierciedlenie. Prości ludzie (wszyscy tacy jesteśmy), proste emocje (wszyscy takie mamy), a wreszcie proste zachowania (komu się nie zdarzają?). Wszystko to splata się ze sobą przez jeden wypadek generujący istny ciąg wydarzeń, które rozwijają się naturalnie, w swoim własnym tempie, bez wspomagaczy. Przez to właśnie film wygląda realistycznie. A że opowiada o otaczającym nas świecie? Niby wielu próbuje to robić, ale rzadko kiedy wychodzi coś równie realistycznego, wciągającego i poruszającego.

“Supernova” to film o nas. O tym, jak jedno wydarzenie może pociągnąć za sobą kolejne tragedie – nie w wymuszony sposób. Tu wszystko ma swój porządek, wszystko ma swój sens. To dobry, porządny, solidny film. Nie wiem czy zapadnie w pamięci na długo, ale bez wątpienia zawsze, jak ktoś mnie o niego zapyta i przywoła wspomnienia, usłyszy ode mnie: polecam.


Przeczytaj też:

Znajdź filmy i książki według przypisanej do nich lokalizacji – zobacz mapę recenzji.