Bardziej na zachód się nie da (na Maderze)
Niektórzy przyjeżdżają na zachód Madery… na zachód słońca. Taki, który ponoć robi swym zachwycającym pięknem niezwykłe wrażenie na przybyszach. Ja przyjechałem tutaj po prostu – “na zachód”, na najbardziej wysunięty w tym kierunku skrawek tej portugalskiej wyspy. Jeżdżąc wokół niej, eksplorując jej różne zakamarki. Ciesząc się nowymi doświadczeniami.
Dalej to już tylko Ameryka
Choć mogłoby się wydawać, że to tylko kawałek skalistego wybrzeża, z którego po prostu widać bezkres Oceanu Atlantyckiego, to należy pamiętać, że na zachód od Madery znajduje się już tylko szeroko rozumiana Ameryka. Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę mniej więcej płynięcie wzdłuż linii prostej, bo przecież bardziej na zachód w okolicach Europy wysunięte są chociażby Azory, czy nawet Wyspy Kanaryjskie. No i jeśli przymkniemy oko na fakt, że po drodze miniemy Bermudy, które leżą na niemalże tej samej szerokości geograficznej a z których do kontynentalnej Ameryki jest jeszcze spory kawałek drogi morskiej. Ale można przynajmniej pomarzyć i poczuć się jak na krańcu świata. Czy też: na jednym z jego krańców.
Ale póki co – jesteśmy na Maderze
Co prawda, na Ponta do Pargo nie przyjechałem, by oglądać zachód słońca, ale czy stoi to na przeszkodzie, by rzucić nieco światła na to, jak miejsce to się prezentuje? A prezentuje się podobnie, jak inne części Madery – posiada wysokie, skaliste, klifowe wybrzeże, wznoszące się tutaj na około 290 metrów ponad pofałdowaną taflę Oceanu Atlantyckiego. A na szczycie tak uformowanego przez naturę wybrzeża możemy zobaczyć latarnię morską, która nie musi piąć się wysoko w górę, by daleko, daleko rzucać swoje światło – bowiem wzwyż wzniosła ją już natura. Wzniosło ją wysokie wybrzeże. Dlatego latarnia ta ma jedynie kilkanaście metrów wysokości, nie jest to tradycyjna smukła, wysoka na kilkadziesiąt metrów wieża, do jakich można przywyknąć w innych częściach świata, w tym i w Polsce. Ta nieco przykrótka latarnia jest ulokowana wystarczająco wysoko, aby spełniać skutecznie swoje zadanie, bo światło jest z niej widziane aż 26 mil morskich dalej. A to już niemało.
Co warto jeszcze wiedzieć? No cóż, sama latarnia wrażenia nie robi, jej położenie już lepiej, ale warto też łyknąć nieco jej przeszłości. Ot, choćby po to, aby mieć nieco więcej świadomości, jak rozwijała się ta “branża” czy też jak na przestrzeni lat rozwijała się sama Madera.
I tak oto latarnia ta została oddana do użytku w 1922 roku, lecz co ciekawe, dopiero w 1989 zyskała ona stałe zasilanie elektryczne. Jak więc wcześniej funkcjonowała? U swych początków, jej 700 mm soczewka rzucała ku okrętom strumień światła emitowany przez lampę olejową. Brzmi to być może nieco karkołomnie, ale takie były lokalne możliwości tamtych lat. W 1937 roku mechanizm ten zastąpiła lampa zasilana ropą naftową, a w 1958 roku zasilał ją z kolei generator pracujący dzięki gazowi. 31 lat później przyszedł czas na stałe zasilanie energią elektryczną, która to pomaga puszczać latarni morskiej oko do nadpływających okrętów po dziś dzień.
No cóż, czym by latarnia ta nie była zasilana, ważne że spełnia swoją rolę i pozwala podróżnym z daleka bezpiecznie zbliżyć się do wybrzeży Madery. Na zachodnim koniuszku wyspy, takim cichym, spokojnym, jakby nieco zapomnianym. Dokładnie takim, jakby to rzeczywiście był kraniec świata.
Przeczytaj też:
Madera to nie tylko wybrzeże, ale i piękne widoki wewnątrz wyspy, takie jak chociażby Dolina Zakonnic.
A może z zachodniego krańca Madery chcesz się udać jeszcze bardziej na zachód… i zobaczyć razem ze mną Meksyk?