Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami film “Za burtą” to dowód na to, że rzeczywistość pisze najlepsze historie. Nie to, że najlepsze pod kątem tego, jakie szczęście spotkało bohaterów, co najlepsze dla widza, który takie historie później śledzi. Choć “Za burtą” najlepszym filmem nie jest…

…ale jest za to bardzo solidny! Trudno się przy nim nudzić, choć codzienność, jaką przez kilka miesięcy przeżywali bohaterowie przewróconej łodzi nie oferowała im nazbyt wiele rozrywek. Dryfując po szerokich wodach byli zdani na siebie i na to, co znaleźli na poły podtopionej łodzi. Jest to więc jak najbardziej film o przetrwaniu i to przetrwaniu w jednej z gorszych jego odmian – nie bowiem na lądzie, który oferuje pewną podporę pod stopami i w miarę stabilne otoczenie. Jest to film o przetrwaniu na otwartych wodach, gdzie zmienna pogoda może okazać się zabójcza dla łodzi i jej pasażerów, a słonowodne otoczenie sprawia, że bohaterowie w pełni zdani są tylko na łaskę natury. Nie wyhodują sobie bowiem marchewki, ani kury, nie stworzą miejsca do uzdatniania wody… muszą radzić sobie z tym, co spadnie im z nieba lub wypłynie z głębin.

“Za burtą” to dobry film o niespodziewanej przygodzie, którą niekoniecznie chce się przeżyć. No chyba że na ekranie telewizora. W takiej formie jest to jak najbardziej akceptowalna ekstremalna przygoda. I film ten pozwoli ją całkiem przyjemnie ją przeżyć. Dosłownie: PRZEŻYĆ, w końcu to film o przetrwaniu.


Przeczytaj też:

Sprawdź moją mapę recenzji i znajdź interesujące Cię dzieła po „lokacji”, gdzie toczy się ich akcja.